Maja Janoszek Flirtowałam z kolegą z biura. Nic wielkiego, czasem siadałam mu na biurku, czasem on poklepał mnie po pupie lub położył rękę na ramieniu. Nie obrażałam się o to, bo to było przyjemne.
Pewnego dnia, gdy zostaliśmy razem po godzinach, nasze flirty posunęły się o jeden krok dalej. Usiadłam mu na kolanach i pocałowałam go w ucho, ale nie spodziewałam się, że potraktuje to jako wstęp do natychmiastowego seksu. Wstał, przycisnął mnie do ściany i zaczął rozpinać mój żakiet.
Nie reagował na moje protesty, więc trzasnęłam go kolanem w jaja. Nie mocno, tylko tak, by go ostudzić. Puścił mnie i schylił się, zasłaniając się rękoma, z czego wywnioskowałam, że trochę go zabolało. Bez słowa wróciliśmy do biurek i do pracy.
Było mi głupio. Przez tydzień traktował mnie jak powietrze, ale na urodzinach koleżanki atmosfera się rozluźniła. Po kilku kieliszkach porozmawialiśmy o tamtym wydarzeniu i nawzajem się przeprosiliśmy. Powiedziałam mu, że też miałam na niego chęć i może sama bym mu to zaproponowała zaledwie kilka minut później.
Korzystając z rozkręcającej się imprezy, wymknęliśmy się do jednego z pokoi i nadrobiliśmy zaległości, podejmując grę w momencie, w którym ją przedtem brutalnie przerwałam. Powiem tylko, że było nieziemsko, więc uważam, że warto było poczekać ten tydzień. Z tej perspektywy uważam, że dobrze nam obojgu zrobił tamten „atak jądrowy”.
Jeśli to opowiadanie ci się podobało, wesprzyj mojego bloga drobną wpłatą (lub: link bezpośredni). Utrzymanie strony kosztuje, a tylko w ten sposób będę mogła ją opłacić na przyszły rok. Jeśli chcesz zobaczyć więcej opowiadań z motywem „kop w jądra”, zostaw pozytywny komentarz – nic tak nie daje motywacji do pisania, jak czytanie waszych komentarzy. Opowiadanie odzyskałam z nieistniejącego już bloga „Annabb” i dokonałam drobnej korekty językowej.
